sobota, 5 października 2013

4. Miesiąc później

     Już na zewnątrz tańczyły kolorowe liście. Robiło się coraz zimniej. Siedziałam samotnie w pokoju i trzymałam w rękach kubek gorącego kakao, które zrobiła mi babcia. Mogłabym sama sobie je przygotować, ale nie smakowałoby tak samo jak te. Musiałam odrobić górę prac domowych. Oczywiście większość od pana Richardsona, który zadawał niesamowicie dużo ćwiczeń.
    Nasz nowy wychowawca zdążył zaleźć mi za skórę. Miałam dwa razy więcej uwag w dzienniku w ciągu całego roku. A przecież niedawno skończył się wrzesień. Nawet interwencja dyrektora nic nie pomagała. Dziwiłam się jednak, że Richardson nadal uczył w naszej szkole...
    Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.Wyrwałam się z łóżka i poszłam w stronę wyjścia. Pomyślałam sobie, że znowu listonosz przyniósł rachunek dla babci. Ale o dziwo pomyliłam się.
- Cześć - powiedziała Caroline Clarke, siostra Leny. - Byliśmy u ciebie, ale twoja mama nam powiedziała, że jesteś u babci... Ubłagałyśmy twoją mamę, by podała nam adres... Udało się, chociaż...
- Byliście? To z kim przyszłaś? - przerwałam jej nieco zdziwiona, bo prócz niej nikogo nie było.
- Tak, byliśmy, bo Lena i Katherine czekają na dworze... Nie wiem, dlaczego - wzruszyła Caroline ramionami.
- Ojej, niech się nie wygłupiają. Możesz po nie przyjść? Muszę babci powiedzieć, że przyszłyście.
    Koleżanka posłusznie wyszła, a ja poszłam do pokoju babci i krzyknęłam:
- Babciu, przyszły moje...
    Zamarłam. Babcia leżała na podłodze. Nieprzytomna. Moje serce biło jak oszalałe. Myśli pędziły. Jedna za drugą.
    Rzuciłam się na podłogę. Zbadałam tętno. Niczego nie czułam... Miałam tylko kilka minut, żeby ją uratować.
    Chyba, że już za późno... - odezwał się cienki głosik w mojej głowie. Szybko znalazłam maseczkę do sztucznego oddychania i wzięłam się do roboty.
    Lena, Katherine i Caroline były już w mieszkaniu. Roześmiane, dowcipkowały wzajemnie. Jedna z nich weszła do pokoju, gdzie byłam ja i babcia. Nie miałam pojęcia, jak wyglądała. Po kilku minutach słyszałam, jak zadzwoniła po pogotowie.
   A z babcią nic się nie działo... Reszta dziewczyn mi pomagała, ale na marne.
- Przykro mi - szepnęła mi Lena, gdy wykonywałam kolejny masaż serca. Położyła mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się.
- Ona nie może umrzeć, rozumiesz? Nie może... Nie może mnie opuścić, przecież ona żyje... - powtarzałam w kółko.
    Karetka przybyła natychmiast. Reanimacja lekarzy nie była potrzebna. Babcia odeszła. Na zawsze. Już jej nie było. Moje oczy zalśniły łzami. Dziewczyny mnie przytuliły.
    Nie miałam już nikogo takiego jak ona. Po prostu nie miałam.

3 komentarze:

  1. O kurcze :o
    Jak mogłaś zabić babcię? ;_;
    I czemu ta notka jest taka krótka? :C
    Ale za to świetna jak zawsze. Mówiłam, że masz talent do pisania? <3

    + taka mała uwaga:
    Karola to Caroline Rose i na stronie jest moją kuzynką, a to Kels jest moją drugą przyrodnia siostrą :3

    ~Lena~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolałam ją, niż kogoś z Was. :D Nieprawda, nie mam talentu... Ale dzięki. :D

      Hm, dobra tam xD

      Usuń
  2. Świetne! <3
    Ale takie krótkie :C

    Szkoda mi tej babci xD Ale z dwojga złego, lepiej że to babcię uśmierciłaś, niż np. mnie... xD
    Nie mogę się doczekać kolejnej ^^

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za konstruktywny komentarz. Każdy z nich jest dla mnie ważny. :)