piątek, 25 października 2013

6.

    Przepraszam za to, że notki nie było w tamtym tygodniu. Po prostu miałam napięty grafik, w sumie teraz też mam, jestem niemożliwie bardzo zmęczona, ale postanowiłam, że spróbuję coś utworzyć. Za błędy naprawdę przepraszam z góry Osoby sprytne dostrzegą zapożyczone cytaty :P.

                    Piosenka Nastrojowa :)


     Dlaczego Jake i Scorpius pojawili się na pogrzebie? Skąd otrzymali o nim informacje? Czy babcia była z nimi jakoś związana? Musiała. Innego wyjścia nie widziałam.
- Mamo, mogę dzisiaj po szkole pójść do babci domu? - wypaliłam, łapiąc nerwowo oddech. Mama także poczuła się niezręcznie.
- Oczywiście, że możesz. Dlaczego chcesz tam iść? Uważam, że to może być nierozsądne, zwłaszcza po tym, co się stało. Kochanie, może chcesz, by tata cię podwiózł? - mamie zaszkliły się łzy. Przytuliłam ją bardzo mocno.
- W twojej pamięci ona zawsze będzie. W mojej także. Ale muszę tam jechać. Sama. Mam ważną sprawę do załatwienia. Najlepiej natychmiast.
- Dobrze, ale nadrób to, co będzie w szkole.
    Znów uściskałam mamę. Potem wyszłam z pokoju, w machinalnym tempie się ubrałam, niedokładnie trochę, ale nie zwracałam na to uwagi. Wyciągnęłam rower z garażu i popędziłam z dużą prędkością jak na mnie. Każda sekunda ciągnęła się niemiłosiernie długo, jakby popsuta wskazówka wahała się w jedną stronę, to w drugą i po jakimś czasie przemieściła się tam, gdzie powinna. Gdzieś w głębi ducha przyznałam, że nie potrafiłabym złamać czasu, chociażbym bardzo tego pragnęła. Pozostało mi jedynie złamać wskazówkę, co i tak by nic nie dało.
   Znajdowałam się już pod domem babci. Cierpienie ucichło, ból zaczął krzyczeć szeptem...
Otworzyłam drzwi. Wspomnienia galopowały mi przed oczami, aż kręciło mi się w głowie. Nie dopuściłam, by słabość mnie obezwładniła. Musiałam walczyć. Kto walczy, ten już wygrał. Tak też stało się i w tym wypadku.
   Weszłam do pokoju, do którego zabraniano mi wcześniej wchodzić.Uznałam, że to najlepszy obiekt poszukiwań czegoś, co rozjaśniłoby mi sprawę. Pomieszczenie nie należało do największych. Było stosunkowo małe. Wydedukowałam po tonie kurzu, że nikt już od wielu lat tam nie zaglądał.
   Milion pudełek, papierów, obrazów i innych przedmiotów. Sięgnęłam po pierwszą z brzegu szufladkę. Znalazłam jedynie prenumeraty gazet. Nie czytałam ich, nie sądziłam, że miałyby jakąś ważną informację. Oczywiście zapakowałam je do torby. Może jednak...? Czułam się głupio, gdy czytałam korespondencję nieżyjącej, ale nie przewidywałam innego wyjścia. Pisała z dziadkiem... To, co się z nim stało ciekawiło mnie od dawna. Nigdy nie wspominano o nim. Nigdy.

Kochana Katie,
wybacz mi za to, że nie mogę Cię teraz odwiedzić. Miałem mnóstwo roboty.Kocham Cię bardzo mocno. Niedługo się spotkamy, nie musisz się nikogo obawiać. To już przeszłość, kochanie.

                                                                                                              Twój Charlie 

   Ten telegram dawał mi najwięcej do myślenia. Czego bała się babcia? I czy ten ktoś lub coś spowodowało jej śmierć? Pytania mnie dobijały. Chciałam znać na nie odpowiedź.

sobota, 12 października 2013

5. Pogrzeb.

   Piosenka Nastrojowa (;
 
    Ten tydzień okazał się dla mnie wielkim koszmarem. Ciągle pragnęłam wierzyć, że kiedy się obudzę, będę mogła odwiedzić babcię. Niestety prawda nie była po mojej stronie. Babcię mogłam jedynie odwiedzić na cmentarzu. Możliwe, że rówieśnicy śmiali się ze mnie. Przecież dziadkowie to dziadkowie, to normalne, że muszą z czasem odejść. Tylko istniała różnica. Dla mnie babcia była kimś wyjątkowym. Nie tylko osobą, która opiekowała się mną, nawet zbyt troskliwie, ale też przyjaciółką. Zawsze opowiadała mi o dziejach ze swojej przeszłości, dzięki czemu mogłam przy wyborach kierować się moimi i jej doświadczeniami. Dawało mi to przewagę w życiu.
    Na pogrzebie udało mi się powstrzymać łzy. Miałam świadomość, że to by nic nie dało. Kelsey Clarke poszła ze mną, by mi potowarzyszyć. Ceniłam jej lojalność. Podniosło mnie to na duchu. Mogła przecież zostać w domu jak Lena i Kat. Chociaż akurat one nie przyszły, ponieważ coś im wypadło.
- Evelyn, lubiłam twoją babcię - szepnęła mi Kels. Nie chciałam zaczynać tego tematu. Jednak przypomniałam sobie, że kiedyś Ś.P. Anne Cole wszystkie moje koleżanki gościła na tarasie i bawiłyśmy się całymi dniami i zajadałyśmy wszelkie ciasta itd. Piękne czasy... - Te wieczory były naprawdę fajne, zaczynam za nimi tęsknić - ciągnęła dalej.
- Ja też... - westchnęłam. - Ale co było, nie wróci, trzeba się z tym pogodzić... - nie wierzyłam we własne słowa, blefowałam, ale spostrzegłam, że Kels czuje się pewniej, także nie żałowałam.
- Grunt, by tak myśleć - powiedziała.
   Odwróciłam głowę i o dziwo zobaczyłam jakieś dwie znajome postacie stojące daleko od grobu. Ruszyłam ku nim. Wyglądali trochę groźnie, ale wolałam zaryzykować. Nikt mnie by nie zaatakował w tłumie ludzi. Usłyszałam dwa głosy męskie. Stali tyłem do wszystkich. I nagle mnie olśniło.
- Scorpius? Jake? - spytałam.
   Obrócili się natychmiast. Nie myliłam się. Zauważyłam w ich oczach dziwne iskry, ale pomyślałam, że to moja wyimaginowana wyobraźnia.
- Co wy tu robicie?
- Przyszliśmy, bo... - zaczął Jake.
- Bo chcieliśmy cię pocieszyć - skończył Scorpius.
   To było dziwne. Nie uwierzyłam im.
- Jak się dowiedzieliście, że moja babcia nie żyje?
- Od Leny - wtrącił szybko Jake. Bawił się guzikiem w płaszczu, co wydało mi się podejrzane. Dwa lata temu miałam lekcję, w której były omawiane wszelkie zachowania. Mój kolega widocznie zestresował się.
- No tak, rozumiem, wybaczcie, po prostu w złym stanie jestem i nie mam do niczego głowy...
- Możemy ci jakoś pomóc? - spytał Scorpius.
- Nie, dzięki. Chyba już pójdę, zaraz będą mnie rodzice szukali, do zobaczenia w szkole! - mruknęłam beznamiętnie.
- Paa - krzyknęli. Dałabym rękę uciąć, że jeden z nich odetchnął z ulgą.
   Kels czekała na mnie cierpliwie. Pomachała mi ręką, gdy nie mogłam jej odnaleźć.
- I kto to był?
- Scorpius i Jake... Słuchaj, Kels, czy Lena rozmawiała ostatnio z nimi? - spojrzałam jej prosto w oczy.
- Nie, raczej nie. Możliwe, że przez telefon, ale to mało prawdopodobne - odpowiedziała szczerze.
- Okej, dzięki.
 
     Niewiele pamiętałam z kazania księży, nie pamiętałam, kto uczestniczył w pogrzebie. Możliwe, że nie było to z mojej strony kulturalne, ale po prostu cały czas myślałam o tym, co robili Jake i Scorpius...
    W domu od razu, gdy weszłam do pokoju, włączyłam telefon i zadzwoniłam do Leny.
Pip, pip, pip...
- Halo?
- Lena, to ty?
- Jasne, że ja, a kto inny... - usłyszałam nerwowy śmiech.
- Mogę o coś zapytać?
- Pytaj, coś się stało? - Lena widocznie była zmartwiona. Może wiedziała, o co chciałam ją zapytać...
- Mówiłaś coś Jake'owi lub Scorpiusowi o pogrzebie?
- Nie, nikomu nie mówiłam. Dlaczego pytasz?
- Hm. To nie jest już rozmowa na telefon - zakończyłam rozmowę.
     Nie rozumiałam...


Możliwe, że są błędy, ale nie dam już rady ich poprawiać. Btw, czasem pojawiają się błędy stylistyczne w dialogach, ale to dlatego, że staram się ustosunkować styl każdej osoby. (:
PS. Jeśli ktoś chciałby jeszcze uczestniczyć w blogu, to proszę pozostawić informację o tym w komentarzu, ewentualnie na PW lub na innych źródłach, do których macie dostęp. (:

sobota, 5 października 2013

4. Miesiąc później

     Już na zewnątrz tańczyły kolorowe liście. Robiło się coraz zimniej. Siedziałam samotnie w pokoju i trzymałam w rękach kubek gorącego kakao, które zrobiła mi babcia. Mogłabym sama sobie je przygotować, ale nie smakowałoby tak samo jak te. Musiałam odrobić górę prac domowych. Oczywiście większość od pana Richardsona, który zadawał niesamowicie dużo ćwiczeń.
    Nasz nowy wychowawca zdążył zaleźć mi za skórę. Miałam dwa razy więcej uwag w dzienniku w ciągu całego roku. A przecież niedawno skończył się wrzesień. Nawet interwencja dyrektora nic nie pomagała. Dziwiłam się jednak, że Richardson nadal uczył w naszej szkole...
    Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.Wyrwałam się z łóżka i poszłam w stronę wyjścia. Pomyślałam sobie, że znowu listonosz przyniósł rachunek dla babci. Ale o dziwo pomyliłam się.
- Cześć - powiedziała Caroline Clarke, siostra Leny. - Byliśmy u ciebie, ale twoja mama nam powiedziała, że jesteś u babci... Ubłagałyśmy twoją mamę, by podała nam adres... Udało się, chociaż...
- Byliście? To z kim przyszłaś? - przerwałam jej nieco zdziwiona, bo prócz niej nikogo nie było.
- Tak, byliśmy, bo Lena i Katherine czekają na dworze... Nie wiem, dlaczego - wzruszyła Caroline ramionami.
- Ojej, niech się nie wygłupiają. Możesz po nie przyjść? Muszę babci powiedzieć, że przyszłyście.
    Koleżanka posłusznie wyszła, a ja poszłam do pokoju babci i krzyknęłam:
- Babciu, przyszły moje...
    Zamarłam. Babcia leżała na podłodze. Nieprzytomna. Moje serce biło jak oszalałe. Myśli pędziły. Jedna za drugą.
    Rzuciłam się na podłogę. Zbadałam tętno. Niczego nie czułam... Miałam tylko kilka minut, żeby ją uratować.
    Chyba, że już za późno... - odezwał się cienki głosik w mojej głowie. Szybko znalazłam maseczkę do sztucznego oddychania i wzięłam się do roboty.
    Lena, Katherine i Caroline były już w mieszkaniu. Roześmiane, dowcipkowały wzajemnie. Jedna z nich weszła do pokoju, gdzie byłam ja i babcia. Nie miałam pojęcia, jak wyglądała. Po kilku minutach słyszałam, jak zadzwoniła po pogotowie.
   A z babcią nic się nie działo... Reszta dziewczyn mi pomagała, ale na marne.
- Przykro mi - szepnęła mi Lena, gdy wykonywałam kolejny masaż serca. Położyła mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się.
- Ona nie może umrzeć, rozumiesz? Nie może... Nie może mnie opuścić, przecież ona żyje... - powtarzałam w kółko.
    Karetka przybyła natychmiast. Reanimacja lekarzy nie była potrzebna. Babcia odeszła. Na zawsze. Już jej nie było. Moje oczy zalśniły łzami. Dziewczyny mnie przytuliły.
    Nie miałam już nikogo takiego jak ona. Po prostu nie miałam.

niedziela, 29 września 2013

3. O zgrozo...

    Lena szaleje, bo jak widzicie coś się na tym blogu zmieniło. :3 Ślicznie dziękuję za poświęcony czas i wysiłki, których efektem jest ten piękny szablon, nie wiem, jak się odwdzięczę... :(


                                                       

    Na miejscu wychowawcy siedział pan Richardson. Myślałam, że to jakiś żart. Po minach moich przyjaciół stwierdziłam, że czuli dokładnie to samo, co ja. Przynajmniej nie byłam jedyna. Nienawidziliśmy go z całego serca. W ostatnim semestrze przeszłego roku szkolnego chciał nas oskarżyć o próbę podpalenia szkoły. Znaliśmy sprawcę, ale honorowo milczeliśmy, ponieważ Jake Machorus należał do osób, które lubiliśmy pomimo dziwacznego charakteru. To właśnie on próbował zapalić salę, w której wtedy Richardson sprawdzał kartkówki. Ale na szczęście nikomu przestępstwa nie udowodniono i sprawa została umorzona. Jednak wspaniały nauczyciel od tego momentu pilnie nas obserwował. Ba, nawet śledził. Aż tak daleko się posunął.
- Można się dowiedzieć, gdzie byliście? - spytał ostro, po tym jak przyciągnął nas bezczelnie do klasy. Jego przewagą nad nami było to, że był znacznie większy i do tego bardzo umięśniony. Złapał mnie za ramię, gdy nie odpowiadaliśmy i znów spytał - Dlaczego się spóźniliście?
- Nie spóźniliśmy się, panie sorze - powiedziałam cicho, nasycając każde słowo złowrogim akcentem. Ci, co już siedzieli w ławkach patrzyli z zaciekawieniem na zaistniałą sytuację.
- Owszem, spóźniliście się. Dlaczego inni byli, kiedy im kazano, a wy nie?
    Dostałam olśnienia. Nasza klasa miała być pięć minut wcześniej. Nie znałam powodu, ale taką otrzymałam informację. Widocznie Maks i Lena również o tym zapomnieli. Nic nie odpowiedziałam.
- Widziałem was przed szkołą z panem Scorpiusem Darknesem i muszę przyznać, że nieco mnie to zdziwiło i sądzę, że to zaciekawi dyrekcję.
- I co z tego, że się z nim spotkaliśmy? Przecież nie jest to zabronione... - zawołała Lena, nie kryjąc swojego oburzenia.
- Nie tym tonem. Dobrze, na samym starcie dostać nagany wydawało mi się niemożliwe, ale widzę, że są osoby, które są w stanie tak podpaść - zaśpiewał słodko Richardson. - Co tak stoicie? Jazda do ławek!
    Maks zacisnął pięści i  posłusznie usiadł w ostatniej ławce. Ja usiadłam przed nim z Leną. I nagle pytanie, które mnie korciło od samego początku, wyszło przez moje usta:
- A co pan tutaj robi? Nie jest pan naszym wychowawcą!
- Właśnie jestem, wasz ostatni wziął urlop zdrowotny. I tę klasę przyznano mi.
    Przez resztę lekcji musieliśmy słuchać, co miał nam do powiedzenia. Osobiście mnie niezbyt to interesowało, Lenę i Maksa też.
- Mówiłaś, że Scorpius miał mieć Richardsona za wychowawcę... Szkoda, że to nieprawda - mruknęłam do niej z żalem.
- Też żałuję. Ale nie wiem, jak w tym roku szkolnym przeżyjemy. On nie da nam żyć. Zwłaszcza, że będziemy mieć z nim codziennie lekcje.
- Może do końca semestru nie będzie nam potrzebna pętelka albo jakiś nóż... - zachichotał Maks. Spojrzałyśmy na niego z wyrzutem.
- To poważna sprawa, ale jeśli będzie tak okropnie jak dziś, to możemy pakować manatki już w następnym tygodniu - powiedziałam na głos swoje własne myśli.
- Nie żartuj, gdzie się podziejemy? Zresztą nie możemy tak myśleć, nie, nie, nie - pisnęła Lena. I jakby odcięła się od rozmowy, bo odwróciła się ode mnie.
- Piekło, witaj, jakże piękne jesteś, gdy mamy do czynienia z diabłem - powiedział radośnie Maks i uśmiechnął się szeroko, pomimo, że właśnie na niego patrzył Richardson i rzucił mu pełne nienawiści spojrzenie. Westchnęłam.

sobota, 28 września 2013

2. Spotkanie po wakacjach.

     Dziękuję użytkowniczce Lenie Clarke za utworzenie wspaniałego szablonu, który gości na tym blogu. Jest on naprawdę wspaniały <3

                                                      

     Zadzwonił budzik. Wstałam machinalnie i poczułam ból w prawej ręce. Skręciłam ją niedawno dosyć mocno, będąc u babci w Kenwood. Nic wielkiego. Ale bolało jak cholera. Nikogo nie było w domu. Rodzice w pracy, a brat miał pierwszą lekcję o siódmej rano. Samodzielnie zrobiłam sobie parę kanapek i po trzydziestu minutach wyszłam z domu.
    Na ulicy jak zawsze panował gwar i wszędzie tłumy ludzi. Nie dziwiłam się, przecież nie mieszkałam w małej miejscowości, a z pewnością Londyn do małych nie należał. Panowie w czarnych garniturkach - od nich roiło się najbardziej. Nie przepadałam zbytnio za takimi ludźmi, ale nic nie mogłam na to poradzić. Kupiłam bilet i złapałam nadjeżdżające metro. Z trudnością znalazłam wolne miejsce i na nim spokojnie usiadłam.
- Evelyn! - ktoś krzyknął radośnie z tyłu. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam Maksa. Bardzo go lubiłam. Był niezawodnym przyjacielem. Uśmiechnęłam się na jego widok. Jego włosy jak zawsze potargane na wszystkie strony, książka w jednej ręce a w drugiej ołówek. Przez te wakacje stęskniłam się za tym widokiem, prawdę mówiąc.
- Cześć Maks, jak minęły ci wakacje? - zapytałam z nieukrywaną nutką wesołości.
- W porządku, byłem tu i tam. Najfajniej było w Paryżu... Zawsze chciałem pojechać do państwa tych rewolucjonistów. Pierwszego dnia cały dzień szukałem pomnika na cześć Napoleona Bonaparte... Ale znalazłem.Naprawdę wtedy byłem szczęśliwy, bo szczerze zwątpiłem, że kiedyś w ogóle go znajdę. Taki już ze mnie leń - zaśmiał się krótko i ciągnał dalej. - Francja to jedno z najpotężniejszych państw na świecie. W sumie na to zapracowali, co nie? Zwłaszcza w XVII wieku...
- No jasne - odpowiedziałam. Od dawna wiedziałam, że mój przyjaciel miał bzika na punkcie wszystkiego, co z Francją związane. Nawet próbował nauczyć się francuskiego, ale niezbyt mu to wychodziło. Chodziliśmy do tej samej klasie w szkole TASIS England Middle School. W tamtym roku ledwie utrzymaliśmy dobre stopnie. Poziom, jaki tam panował był nieprzeciętnie wysoki. Lekcje trwały od ósmej lub dziewiątej do dziewiętnastej. I sorzy zadawali nam niesamowicie dużo prac domowych. Dwie osoby wypisały się z tej szkoły, a trzy nie dostały promocji do następnej klasy. Kiedyś z Maksem i innymi poruszyliśmy ten temat, ale nic korzystnego z tego nie wyszło. Poza uwagami w dzienniku i tym, że wychowawca był zmuszony do kolejnej wywiadówki. Oberwało się nam. Od tamtej pory staraliśmy się nie wspominać o tamtych czasach.
   Nawet nie zauważyłam, kiedy metro się zatrzymało. Maks zawsze, gdy widział, że odpływam w inny świat, nigdy mi w tym nie przeszkadzał. To była jedna z wielu zalet, za które bardzo go ceniłam. Oczywiście szturchnął mnie, gdy już wszyscy wychodzili.
- Ev, ale już czas wychodzić, bo się spóźnimy - powiedział spokojnie, wstał i odszedł. Specyficzny człowiek.
   Ruszyłam chwilę potem za nim. Czekał na mnie przy barierce, ale rozmawiał z jakimś chłopakiem, ubranym na czarno, zupełnie jak mafioza.
- Scorpius, co ty tu robisz? - spytałam nieco zaskoczona. Poznałam go rok temu, ale wydał mi się trochę dziwny. Poza tym uczęszczał do szkoły w innym mieście.
- Musiałem przenieść się tutaj, bo rodzicom się bardziej opłaca, praca i inne bzdety. Słyszałem, że masz nieźle przerąbane u profesora Richardsona - uśmiechnął się drwiąco.
- Maks... - westchnęłam z wyrzutem. Oprócz wielu zalet miał jedną groźną wadę. Od czasu do czasu coś mu się wypsnęło.
     Maks wzruszył ramionami, a Scorpius się roześmiał.
- Ej, co wy tu jeszcze robicie? Przecież zaraz dzwonek! - krzyknęła Lena i uściskała mnie tak po koleżeńsku. Za nią też tęskniłam.
- Cześć, Lena! Dobre spostrzeżenie. Chodźmy już, bo jeszcze ktoś nas posądzi o palenie papierosów albo o gorsze rzeczy... Scorpius, będziesz z nami w klasie? - spytałam z ciekawości.
    Scorpius znowu się roześmiał.
- Nie, nigdy... Wolałbym inną klasę ratować swoją inteligencją, wybaczcie. Zresztą jestem od was rok starszy - wyszczerzył zęby.
- On będzie prawdopodobnie w klasie pana Richardsona - szepnęła mi na ucho Lena. Uśmiechnęłam się złowrogo.
    Kiedy zadzwonił dzwonek ja, Maks i Lena byliśmy już pod salą. O dziwo już klasa weszła do sali, bo nikt nie siedział na korytarzu. Otworzyliśmy drzwi i o grozo...
                                       

piątek, 27 września 2013

1. Cześć.:)

     Hejeczka. Zacznę od tego, że notki będą się pojawiać co najmniej raz w tygodniu. Mam dużo pracy w tym roku szkolnym, więc sądzę, że notki najczęściej będą dodawane w dniach: piątek, sobota albo niedziela. Możliwe, że w wolnym czasie opublikuję jakiegoś posta w innym dniu tygodnia.
    Blog W sieci pająka jest to twórczość, w której biorą udział użytkownicy dosyć nieznanej strony typowo Potterheads ---> Burzliwy Hogwart. Strona jest już w kolumnie pt. Warto zobaczyć :), więc jakby ktoś zechciał zajrzeć - bez problemu ją znajdzie nie szperając w archiwum. O czym będzie ten kolejny już mój blog? Hm, o ludzkich problemach, zawiłościach życia... O tym, że pomimo wielu lat pracy można przez jedną chwilę wszystko stracić. To blog, który ma przestrzegać ludzi przed popełnianiem błędów. :) Już wkrótce pojawi się pierwsza notka. Zapraszam do czytania. :)